sobota, 6 listopada 2010

שַׁבָּת

Szabat - czyli Beer Sheva nie tylko desert city ale przede wszystkim deserted... chociaż może dlatego że na zwiedzanie wybrałam się w samo południe;)

Sobota czyli dzień wolny od wszelkiej pracy... również dla kierowców komunikacji miejskiej. Na szczęście wielkość Beer Shevy pozwala na spokojne zwiedzanie na piechote. Po wczorajszym zwiedzaniu dzielnicy przemysłowej (chciałam zwrócic Waszą uwagę na zaskakująco pięknie wpasowujący się w otoczenie motyw dekoracyjny w postaci gigantycznych warzyw...) przyszła pora na "stare miasto"!
Po przemierzeniu blokowiska mozna powiedziec że zaczyna się centrum miasta! Najpierw mijam Teatr, Ratusz, centrum handlowe, cmentarz muzułmański, bazar i w końcu dochodzę do pierwszej atrakcji: bazar! ale proszę nie zapominać jest sobota, wszystko zamknięte....
Kieruje się więc do Studni Abrahama. Hmmm z zewnątrz widać kawałek muru i jakiś barak. ale zaraz obok jest most! czyli rzeka! koryto wielkie ale samej rzece troche brakuje do Służewieckiej smródki ;) aromat podobny...
I nareszcie przychodzi pora na rzeczywiste stare miasto! Główny deptak i kilka wąskich odnóg. Panuje ogólna pustka, tylko czasami jakiś samochód sunie wolno uliczką.
Trafiam jeszcze na otwartą galerie, mijam Muzeum i kilka ciekawych budynków i parków... pora wracać, gorąco...

Luźne obserwacje: przy co drugiej budce telefonicznej kucający chyba azjata (sobota dzień telefonów?), a to coś co tworzy podeptaną czarną maź przy wejściu do akademika to oliwki! co za marnotrawstwo... ;)


Udało mi się dzisiaj po raz pierwszy wziąć gorący prysznic! Początkowo myślałam że to kwestia odpowiedniej godziny, jednak sekret tkwi w trzech kurkach :) kręcenie dwoma z nich nie odkręca wody, do tego słuzy środkowy. Za to jak juz woda leci drugim kurkiem można zwiększać jej temperaturę :) nie wiem tylko do czegu służy trzeci kurek...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz