poniedziałek, 21 maja 2012

Izraelski wesele - Part 2 - zdjecia!

Sala weselna




Przy stole





Ogród, gdzie miała miejsce część pierwsza wesela

środa, 16 maja 2012

Izraelskie wesele

I stało się! Zostałam zaproszona na izraelskie wesele :) Na ślub swojej córki zaprosiła mnie znajoma z pracy, także Młodej Pary nie widziałam w życiu na oczy. Nie jest to tutaj niczym dziwnym, na wesela zapraszani są wszyscy przez wszystkich. Co się przekłada na na liczebność imprezy (180 to małe wesele), co z kolei przekłada się na koszt imprezy (standardowo daję sie 300 szekli, czyli ok 270 zł).
Pojechalismy jednym samochodem z reszta ludzi z labu, nikt nie brał osoby towarzyszącej zapewne ze względu na koszty (patrz wyżej). Wesele można podzielić na 3 etapy.
Część pierwsza. Wchodzimy na teren wesela (całość odbywa się na terenie kibbucu). Piekny ogród, ścieżka od wejścia ozdobiona świecami, wrażenie bardzo pozytywne. 
Pierwszy przystanek - stanowisko z kopertami. Tutaj każdy może włożyć pieniądze do przygotowanych kopert i napisać na niej życzenia.
Drugi przystanek - rejestracja. Należy pobrać karteczkę ze swoim imieniem i numerem stołu (a raczej zakresem stołów gdzie należy usiąść). Przy bagatela 600 (!!!) gościach ustalenie dokładnego miejsca dla każdego byłoby niemałym wyzwaniem.
Przystanek trzeci - rodzice. I skrzynka do której wrzuca się koperty z kasą (prezentów brak). Rodzicie państwa młodych witaja wszystkich gości. Współczuje.
Po wszystkich formalnościa nastepuję cześć mniej formalna. Odbywa się w ogrodzie, stoły z przekąskami (mięso z grilla, warzywa, szawarma itp, itd. - wesele jest jemeńskie co jest jest istotne ponoć w kwestii jedzenia - rzeczywiście wszystko bardzo smaczne) i bar z alkoholem. Ludzie się schodzą i schodzą...
Cześć druga. Właściwy ślub. Od razu zaznaczam że to nie jest ślub ortodoksyjny. Ceremonia odbywa się pod Chupą (http://pl.wikipedia.org/wiki/Chupa). Na miejscu są już rabini, ktoś gra na rogu, w towarzystwie ojca i przyszłęgo teścia wchodzi pan młody, nastepuja głosne fanfary, sztuczne ognie strzelają, napięcie rośnie.... i tadam! dostojnym krokiem nadchodzi panna młoda. Pod chupą stoją juz wszyscy, po jednej stronie Ona z matką i teściową po drugiej On i oni. Modlitwy, zaklinanie szczęścia, picie wina. Najpierw pije On, potem matka podaje Jej (jeszcze nie są po ślubie, więc nie moga się dotknąć...). Błogosławieństw, modlitwy i do końća nie wiem co. W końcu pocałunek (przypominam że to jest ślub nieortodoksyjny!). Fanfary. Brawa. Można iść jeść. Do państawa młodych podchodza najbliżsi i przyjaciele.
Cześć trzecia. Kolacja i impreza. Jest nawet pierwszy taniec, oczywiście z towarzyszeniem sztucznych ognii, jak powiedziała koleżanka "it's bad taste wedding" co raczej nie należy do rzadkości. Jedzenia sporo i smaczne. Na stóle przy którym siedziało ok 15 osób poszły niecałe dwie butleki wina. Toast przed jedzeniem a potem już tylko soft drinki.  Trochę potańczyli, pojedli i w... . O północy byłam już u siebie. Ponoć jak się zna państwa młodych zabawa jest lepsza (w co jestem w stanie uwierzyć ;) i dłuższa.

Doświaczenie ciekawe, ale pewno gdyby było bardziej ortodoksyjnie zabawa może byłaby mniejsza ale o ile ciekawsze obserwację ;)

Może jakieś zdjęcia się pojawią wkrótce...