wtorek, 30 listopada 2010

Tel Aviv

Ponoć jedno z najlepszych miejsc na imprezowanie na świecie. I coś w tym jest, bo jak na razie w Tel Avivie byłam dwa razy i to dwa razy na imprezach ;) chociaż jeśli chodzi o same kluby to raczej nie moje klimaty za to ceny zabójcze. Do jednego wchodziło się przez wejście z wielkim szyldem "Izraelskie Stowarzyszenie Stomatologiczne"  ;) drugi za to był w portowym zagłębiu klubowym, więc przy okazji można się przejść po plaży ;) a wracając pobawić na placu zabaw w Parku Niepodległości :D
O samym mieście też nie wiele mogę powiedzieć. Dużą zaletą jest jego świeckość dzięki czemu nawet w piątkowy wieczór można znaleźć otwarty sklep.

niedziela, 28 listopada 2010

Ein Gedi

Wszystko zaczęło się w piątkowy wieczór, kiedy za sprawą Francesci do mojego pokoju i życia ;) wtargneli Paolo i Franz... zaczęło się spokojnie od wspólnej kolacji. yes sure we can it here there is only 5 of us - a potem ludzie przychodzili i przychodzili... i skończyło się na nauce cza-czy na korytarzu do 3 nad ranem :)



 

Następnego dnia, zgarniając po drodze Daniela jako przewodnika, pojechaliśmy do Parku Narodowego Ein Gedi nad Morzem Martwym...
Pomimo tłumów i wielu wycieczek szkolnych udało nam się znaleźć odosobnione jeziorko. Orzeźwiająca kąpiel, pita z pomidorem i już nam się nie chce iść dalej ;)


W drodze powrotnej:


Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze na najlepsze lody w Izraelu.  Na początku był mały sklepik na starym mieście w Beer Shevie, gdzie właścicielka  sama  wszystko robiła. Teraz powstała cała sieć ale smak nadal rewelacyjny, a porcje odpowiedniej wielkości ;)

niedziela, 14 listopada 2010

Desert(ed) Be'er Sheva

Beer Sheva w Szabat. A za pare dni relacja z En Gedi i Tel Avivu :)




wg mapy cmentarz muzułmański...




Rzeka











poniedziałek, 8 listopada 2010

...

Po 12 godzinach w labie na kolejne pytania pod tytułem i jak jest w Izraelu, mogę odpowiedzieć: tak samo jak wszędzie ;) bakterie nie rosna kiedy powinny, potrzebny sprzęt jest akurat zajęty a pH jest zawsze za niskie albo za wysokie.. chyba tylko oliwki robią różnice ;)

I jeszcze jedno... polski telefon będzie raczej nie aktywny. Mam juz własny izraelski numer :)
+972 50 2308867

sobota, 6 listopada 2010

שַׁבָּת

Szabat - czyli Beer Sheva nie tylko desert city ale przede wszystkim deserted... chociaż może dlatego że na zwiedzanie wybrałam się w samo południe;)

Sobota czyli dzień wolny od wszelkiej pracy... również dla kierowców komunikacji miejskiej. Na szczęście wielkość Beer Shevy pozwala na spokojne zwiedzanie na piechote. Po wczorajszym zwiedzaniu dzielnicy przemysłowej (chciałam zwrócic Waszą uwagę na zaskakująco pięknie wpasowujący się w otoczenie motyw dekoracyjny w postaci gigantycznych warzyw...) przyszła pora na "stare miasto"!
Po przemierzeniu blokowiska mozna powiedziec że zaczyna się centrum miasta! Najpierw mijam Teatr, Ratusz, centrum handlowe, cmentarz muzułmański, bazar i w końcu dochodzę do pierwszej atrakcji: bazar! ale proszę nie zapominać jest sobota, wszystko zamknięte....
Kieruje się więc do Studni Abrahama. Hmmm z zewnątrz widać kawałek muru i jakiś barak. ale zaraz obok jest most! czyli rzeka! koryto wielkie ale samej rzece troche brakuje do Służewieckiej smródki ;) aromat podobny...
I nareszcie przychodzi pora na rzeczywiste stare miasto! Główny deptak i kilka wąskich odnóg. Panuje ogólna pustka, tylko czasami jakiś samochód sunie wolno uliczką.
Trafiam jeszcze na otwartą galerie, mijam Muzeum i kilka ciekawych budynków i parków... pora wracać, gorąco...

Luźne obserwacje: przy co drugiej budce telefonicznej kucający chyba azjata (sobota dzień telefonów?), a to coś co tworzy podeptaną czarną maź przy wejściu do akademika to oliwki! co za marnotrawstwo... ;)


Udało mi się dzisiaj po raz pierwszy wziąć gorący prysznic! Początkowo myślałam że to kwestia odpowiedniej godziny, jednak sekret tkwi w trzech kurkach :) kręcenie dwoma z nich nie odkręca wody, do tego słuzy środkowy. Za to jak juz woda leci drugim kurkiem można zwiększać jej temperaturę :) nie wiem tylko do czegu służy trzeci kurek...




piątek, 5 listopada 2010

‎"Beer Sheva is at first sight highly disappointing for any visitor."













Zimno!

1 dzień w Izraelu i marznę!
Najpierw 1,5 godziny w pociągu z klimatyzacją... wysiadam jest po 17 więc już ciemno i upału nie ma... krótkie oprowadzenie po okolicy, niekoszerne sushi w supermarkecie (owoce morza zdecydowanie niekoszerne! ryba jeszcze ujdzie ale nie każda) i w końcu mogę się wykąpać i niemiła niespodzianka nie ma ciepłej wody! i znowu marzne...
A w czwartek wieczorem zaczyna się weekend :) Idziemy na piwo z ludźmi z labu. Pub tuz przy akademiku. Generalnie nie muszę się ruszac dalej niż 100 m, wszystko jest na miejscu. Ale jednak skuszona niższymi cenami poszłam do supermarketu oddalonego 10 minut na piechotę. Reakcja Alex: poszłaś pieszo?! Wow! Wracając do piwa, w pubie warzą nawet własne :D a jako przekąska gotowana soja w strąkach- najnowszy prozdrowotny trend ;)

środa, 3 listopada 2010

pierwsze wrażenia z Izraela

Pierwsze spotkanie z "nowym" miało miejsce na ... Okęciu! Jedyne okienka odprawy przy których stoją mundurowi z karabinami to oczywiście ELAL... Rozmowa ze służbą ochrony linii: jaki jest tytuł Pani projektu? A dlaczego w Izraelu, a dlaczego na fizyce jak to jest temat biologiczny? A jak się nazywa dziekan fizyki? - przyznaję na tym poległam ;) jeszcze tylko prosimy włączyć komputer i pokazać oryginał dokumentu o rezerwacji akademika... oj nie ma internetu, a to zaraz Pani przyniesiemy... to jeszcze proszę stanąć w kolejce do kontroli bagażu. Wszystko w porządku. Przepraszamy że tak długo, ale jak się na tyle jedzie... to co będzie jak pojade na dłużej?!