czyli rytualny ubój zwierząt lądowych i ptaków. Polega na wykonaniu specjalnego cięcia, które spowoduję że zwierzę wykrwawi się przed śmiercią. Niektórzy twierdzą że ma to na celu ograniczenie cierpienie zwierzęcia (koszerność). Jednak biorąc pod uwagę że od wykonania cięcia do utraty przytomności przez zwierzę (które nie może być w żaden sposób ogłuszone), który wynosi od 20 s u owiec, do 2,5 min lub dłużej u drobiu (Wiki) trudno jest w to uwierzyć.
Ostatnio jadłam polędwicę, która pomimo że była prawie surowa, była całkowicie bezkrwawa. Zaczęłam się zastanawiać czy jednak organicznie mięsa to nie za mało. I wygląda na to że przerzucam się tymczasowo na dietę wegetariańską. Przy ogromnej dostępności ciecierzycy, soczewicy i wszelkich innych rodzajów fasoli nie powinno to być problemem.
Czy u nas na wsiach nie dokonuje się uboju w podobny sposób? No, bo skąd indziej miałaby pochodzić krew na czerninę czy wciąż popularną kaszankę?
OdpowiedzUsuńBtw, uważam, ze to bardzo ciekawe, że sposób uboju zwierząt stał się jednym z głównych powodów konfliktów między ludnością osiadłą i koczowniczą - u jednych ani jedna kropla krwi nie mogła upaść na ziemię, u drugich ani jedna nie mogła zostać w mięsie, a więc całą puszczano na ziemię, co dla tych pierwszych stanowiło świętokradztwo nie do przejścia...
*świętokractwo
OdpowiedzUsuńWydaję mi się że u nas krew jest uzyskiwana po śmierci. Jest jakby porduktem ubocznym rozbierania mięsa. A przynajmniej zwierzę jest w jakiś sposób pozbawiane świadomości.
OdpowiedzUsuńA o drugim nie wiedziałam. Możesz jakoś rozwinąć i jaką ludność i gdzie chodzi?
może poprostu zapytam o co chodzi? ;)
OdpowiedzUsuń